piątek, 26 listopada 2010

Lanvin dla H&M. Znów płacimy tylko za metkę?

23 listopada 2010 r. w wybranych 200 sklepach sieciówek marki H&M pojawiła się kolekcja paryskiego domu mody Lanvin. W Polsce możemy cieszyć się nią w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie. Ta z rozmachem przygotowana inicjatywa, opatrzona między innymi kilkuminutowymi filmami takimi, jak choćby ten:






,poruszyła nie tylko zainteresowanych ekskluzywnym światem mody. Portale internetowe i wszelkiego typu gazety rozpisują się na temat limitowanej edycji. Przyznam szczerze, że mi osobiście video reklama przypadła do gustu najbardziej z całego tego przedsięwzięcia. Uśmiech na twarzy wywołuje moment, w którym partner przynosi jednej z modelek bukiet kwiatów: zawiedziona gardzi podarkiem żądając w zamian Lanvin'a.
To w ramach wstępu. Przejdźmy do konkretów. Miałam okazję dokładnie przyjrzeć się niektórym kreacjom w Galerii Bałtyckiej. Za cel główny obrałam sobie wywęszenie takich aspektów jak: pierwsze wrażenie, cena oraz jakość materiału. W oddziale H&M w GB znalazło się siedem rodzajów sukienek (przeważały te na jedno ramię w kolorach czarny i żółty), jedna spódniczka, dwa typy marynarek, futerko syntetyczne, torebka, biżuteria i buty (pełen asortyment). Niestety nie udało mi się znaleźć żadnej damskiej bluzki oraz niczego z konfekcji męskiej. Może dystrybutor doszedł do słusznego wniosku, że polscy mężczyźni (przynajmniej w Gdańsku) są jeszcze na etapie błądzenia w poszukiwaniu swego własnego, oryginalnego stylu?
Oto wyniki moich obserwacji. Kolekcja nie rzuca na kolana. Uwagę zwracać może jedynie kolor jednej z sukienek (rażąca żółć) czy kwiatowy wzór. Niestety, sklep nie zadbał scenograficznie o szczególne wyodrębnienie projektów Lanvin'a. Ubranka wiszą sobie grzecznie na wieszakach. Od czasu do czasu jakaś miła pani podchodzi do nich, dotyka, miętosi. Spogląda na metkę, kręci głową pełna dezaprobaty i sięga po coś innego. Wbrew temu, co zapowiadała firma, nie zarejestrowałam tłumów rozgorączkowanych kobiet, które wyrywają sobie kreacje z rąk. Powód? Zobaczcie sami! Oto zdjęcia jednej z sukienek, którą zabrałam do przymierzalni, aby dokładnie ją zbadać. Wersja oficjalna:
Wersja rzeczywista:

Jak widać na załączonych obrazkach, jakość daje nam wiele do życzenia. Sukienka wręcz pruje się na ciele, ścieg poprowadzony jest niedbale, zakończenia są nierówne - jakby krawiec w pośpiechu użył stępionych nożyczek. Nie polecam na studniówkę (ani inny tego typu bal) - grozi zaplątaniem się w odpadające nitki, tudzież obdarowaniem partnera i znajomych fragmentami swego stroju. Projektanci bronią się stwierdzeniem, jakoby ubrania prezentować miały awangardowość stylu. Bardzo przepraszam, ale (powtarzając za Zygmuntem Baumanem 'Ponowoczesność, czyli o niemożności awangardy') ta tendencja w sztuce wyróżnia się przede wszystkim opozycją wobec obecnych wzorów oraz pogardą tego, co wytworzono w przeszłości. Żaden z tych aspektów nie został spełniony w omawianej kolekcji, wręcz przeciwnie! Zauważamy przerażający powrót butów w szpic i sukienek na jedno ramię. Jeśli wyrazem nowatorstwa ma być prujący się, byle jak zszyty materiał to wydaje mi się, że gdzieś ktoś czegoś nie dopracował. Odzież sprawia wrażenie robionej w pośpiechu i na masową skalę, a co gorsza, wydaje się być towarem z niższej półki. Nawet kolczyki wyglądają jak zalane porcją lakieru, który nierównomiernie wysechł. To samo tyczy się torebki czy butów.
Jeśli klient decyduje się na zakup sukienki za bagatela 600 złotych (tyle zapłacimy za owe wytwory) wymaga odpowiedniego materiału i wykonania. Wydaje mi się, że dużo lepsze ubrania dostaniemy w tańszych sklepach. Poza tym, kolekcja stworzona jest dla jednego typu kobiety: lubiącej przepych, błyskotki, kokardki, zwierzęce motywy oraz bogactwo kolorów i falbanek. Nie każda z nas kocha się w barokowym, cukierkowym stylu. Przyznam, że ja sama jestem faworytką falbanek, kolorów, podkreślania kobiecości (odkrywania nóg!), aczkolwiek 'co za dużo, to ...' Lanvin dla H&M!
Osobiście jestem zawiedziona tym, co zobaczyłam i ze szczerego serca nie poleciłabym nikomu zakupu, ale to już moje subiektywne zdanie. Czekam na kolejną akcję H&M, może następnym razem uda się powtórzyć sukces z 2004 roku, kiedy to mogliśmy nabyć projekty Karla Lagerfeld'a. A jakie są wasze odczucia?

Koncert Gagi w Ergo Arenie

Dziś w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie wystąpi Lady Gaga. Możemy spodziewać się skąpych, błyszczących kostiumów, roznegliżowanych tancerek i tancerzy oraz tego, że wokalistka nie będzie śpiewać z playbacku. Wielkie widowisko jest gwarantowane.
W ciągu krótkiego czasu Gaga wprowadziła do świata muzyki i mody sporo zamieszania. Nosi takie kreacje, na które nie odważyłaby się żadna inna gwiazda i inspiruje tym samym projektantów do coraz większych szaleństw- w końcu teraz na pewno znajdzie się ktoś, kto taką rzecz włoży. Wprowadza nowe trendy- widzieliście w jednym z teledysków kokardę z włosów? Teraz w H&M czy innym sklepie można sobie taką sprawić. Już od dłuższego czasu w popkulturze nie było podobnego zjawiska jak Lady Gaga (wydaje mi się, że od czasów Madonny?). Ma rzesze fanów i pewnie tyle samo przeciwników. Inspiruje, śmieszy, fascynuje, wzbudza litość. Budzi skrajne emocje na niemal całym świecie.
Jeśli o mnie chodzi, to się nią już przejadłam. Jeszcze kilka miesięcy temu zastanawiałam się, czy nie sprawić sobie na urodziny biletu na ten koncert, ale postanowiłam poczekać. Myślę, że to była dobra decyzja. W tej chwili Gaga nie gości na mojej liście utworów winampa ani mp4, teledysk do „Telephone” nie cieszy jak kiedyś. Mimo iż uważam, że koncert na pewno jest warty zobaczenia, to chyba dużo większą radość w tej chwili sprawia mi świadomość, że w mojej szafie wisi kilka nowych ubrań. No i najważniejsze: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.


środa, 24 listopada 2010

N/RR/CJE 2010

To informacja trochę spóźniona, ale myślę, że warto o niej wspomnieć.
W niedzielę 21.11.2010 zakończył się festiwal NARRACJE - Instalacje i Interwencje w Przestrzeni Publicznej, który organizowany jest przez Biuro Europejskiej Stolicy Kultury Gdańsk 2016 od 2009 roku. W sumie można było zobaczyć dwanaście instalacji świetlnych oraz cztery projekty towarzyszące. W ramach festiwalu można było wziąć też udział w warsztatach i koncertach. Edycja z tego roku nosiła tytuł „Lost and Found”. 

This information is propably late, but i think it 's interesting.
This Sunday (21.11.2010) was the last day of the N/RR/CJE festival (Narrations). It’s a „presentation of contemporary Visual art. In public places In Gdańsk (…) An important aspect of N/RR/CJE is the percepcion of the city’s  potential as a common public domain that can by shaped and influence by art”
More informations: N/RR/TIONS


Detlef Hartung i Georg Trenz "ACH"(photo: Jennifer Braun)


Robert Sochacki "Red Corner" (photo: Jennifer Braun)

Więcej informacji na temat Narracji znajdziecie na stronie www.gdansk2016.eu/narracje/ . Stamtąd pochodzą również dodane do postu zdjęcia.

Follow my blog with bloglovin

wtorek, 23 listopada 2010

01

Witam. Już od dawna planowałam stworzenie bloga o tematyce modowej. Nigdy jednak nie mogłam się za to zabrać. Wreszcie wzięłam się za siebie i założyłam bloga w ramach zajęć specjalizacyjnych na uczelni.
Planuję zamieszczać tutaj krótkie rozważania na temat wybranych kolekcji, wywiady z naszymi polskimi blogerkami czy informacje na temat niektórych wydarzeń kulturalnych. Chciałabym tez stworzyć małą galerię mody ulicznej Gdańska.