wtorek, 4 stycznia 2011

Cyc na miarę XXI wieku! Czyli: masz większe niż myślisz!

Czy wiesz, że 95 % Polek nosi źle dobrany biustonosz? Zdobywając się na wizytę w profesjonalnym sklepie z bielizną możesz 'powiększyć' rozmiar miseczki nawet o dwa numery. :)
Drogie dziewczęta, panienki i panie! Postanowiłam napisać ten artykuł ku pokrzepieniu Waszych serc (i piersi). Jego inspiracją była moja dzisiejsza wizyta w sklepie Triumph (pragnę tu zaznaczyć, że nic mnie z tą firmą nie łączy i nigdy wcześniej nie byłam jej zwolenniczką ze względu na primo: ceny, secundo: moje piersi pojawiły się w wieku 17 lat i dotąd przypominały bardziej wysuszone śliwki niż ponętne melony, ale nie tu mi się o tym rozwodzić), gdzie dowiedziałam się, że od zawsze terroryzuję swój biust za małymi miseczkami oraz za dużym obwodem stanika. Na początek trochę historii...
Biustonosz zawdzięczamy starożytnym Greczynkom (tym mającym pozwolenie na udział w ćwiczeniach), którym niesforne piersi przeszkadzały w uprawianiu sportu. Aby się od nich uniezależnić wymyśliły opaskę podtrzymującą biust tak, że stawał się nieruchomy. Jednakże antyczny biustonosz dalece odbiegał od tego, jaki nosimy dziś. Jego protoplastą jest model stworzony w 1889 (dopiero!) przez Francuzkę Herminie Cadolle. Był to gorset. Od 1905 roku górna jego część uniezależniła się od dolnej i przyjęła nazwę „soutien – gorge”, czyli podtrzymywacza piersi. Przez ostatnie stulecie jego wygląd ewoluował, dzięki czemu pojawiły się biustonosze sportowe, usztywniane, powiększające piersi (push-up), koronkowe, silikonowe, z ramiączkami, bez ramiączek, z piórkami, cekinami i czym tylko dusza kobieca zapragnie. Dziś możemy cieszyć się ogromny wyborem tej części damskiej bielizny.







Najtańszy stanik dostaniemy na bazarze już od 10 złotych (choć i tam trafiają się promocje i z kartonowego kosza można złapać sztukę nawet za 5 złotych!), w sieciówkach ceny wahają się od 30 zł w górę, natomiast za ekskluzywny model ze sklepu bieliźnianego zapłacimy nie mniej niż 100 złotych. Dotąd kobiety nie przykładały większej wagi do jego kroju, jednak od paru dobrych lat pojawiają się w czasopismach informacje o tym jak ważne jest właściwe dobranie miseczki do kształtu piersi.
Dzięki profesjonalnym sklepom z bielizną (np. Triumph) przed zakupem wymarzonego modelu możemy zasięgnąć porady wyszkolonej i dobrze przygotowanej pani ekspedientki. W przymierzalni znajduje się dzwonek, którym można przywołać miłą doradczynię aby okiem specjalisty oceniła czy rozmiar i krój są właściwe. Zazwyczaj panie sprzedające to miłe i cierpliwe osoby, ja sama spędziłam za kotarą przymierzalni ponad godzinę mierząc wszystko, co podsunęła mi doradzająca. I tak historia mojego 75 C zmieniła bieg na 70 D a ja posiadam cielisty stanik, z którym najchętniej w ogóle bym się nie rozstawała. Poniżej zamieszczam jego zdjęcie:




Wiele kobiet przychodząc do sklepu, gdzie może zasięgnąć takiej porady dowiaduje się np. że przez całe życie nosiły źle dobrane biustonosze, najczęściej o jeden, dwa numery za małe w miseczce, a za duże w obwodzie. Udało mi się podsłuchać rozmowę z sąsiedniej kabiny, gdzie pani około czterdziestki tłumaczyła przyjaciółce, że do niedawna sama ściskała swe piersi za małym stanikiem tylko dlatego, że lepiej wyglądały w bluzce z większym dekoltem i kosztowały grosze. Jasne, przez dobry stanik pozbędziemy się niemałych pieniędzy z portfela, nie każdego na to stać, ale biorąc pod uwagę skutki zdrowotne jakie niesie za sobą zły wybór warto zastanowić się nad zmianą przyzwyczajeń. Lekarze przestrzegają nie tylko przed nieodwracalną deformacją piersi ale także ich nowotworem!
Także, drogie Koleżanki! Kupujemy świnkę skarbonkę, odkładamy i inwestujemy w siebie, bo tylko w zdrowym staniku zdrowa pierś!
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o biustonoszu koniecznie odwiedź strony:


Zdjęcia dzięki http://www.triumph.com/

wtorek, 28 grudnia 2010

Coco po drugiej stronie popu.

              Muzyka Pop kojarzy się ludziom przede wszystkim z Britney Spears, Rihanną czy Madonną, oraz większymi lub mniejszymi gwiazdkami MTV, czyli z typowo komercyjną mieszanką. W tym zalewie czasem naprawdę trudno znaleźć coś naprawdę wartego uwagi. Przeglądając różne gazety niejednokrotnie natknęłam się na nazwę „I Blame Coco”. Dopiero za którymś razem zatrzymałam się przy niej na dłużej- i całkiem słusznie. 
              Coco ma dwadzieścia lat i tak naprawdę nazywa się Eliot Paulina Sumner. Na dodatek, jest córką Stinga. Dziewczyna od dziecka gra na gitarze i komponuje piosenki. Dwa miesiące temu ukazał się jej debiutancki album „The Constant”, który zbiera naprawdę dobre recenzje. Nic w tym z resztą dziwnego- zachrypnięty, rockandrollowy głos w połączeniu z płynnymi popowo elektronicznymi melodiami tworzy świetny mix. Wystarczy przesłuchać kawałka Quicker , Selfmachine  albo Party bag.  Nie ma tu przesady, a przy piosenkach równie dobrze można bawić się na imprezie jak i popijać samotnie gorącą herbatę przy oknie. Co cieszy jeszcze bardziej, Coco skupia się na muzyce a nie na skandalach i gwiazdorzeniu (chociaż ma przecież do tego wspaniałe predyspozycje).  Jeśli o mnie chodzi, najbardziej przypadł mi do gustu duet z genialną Robyn, Caesar.
             „The Constant” to zdecydowanie jeden z lepszych debiutów roku 2010.  Płytę można kupić w znośnej cenie 35 złotych, natomiast przesłuchać kilku piosenek można na  www.youtube.com/user/iblamecoco  


sobota, 18 grudnia 2010

Zimą, o czymś ciepłym marzę

Każdego roku przed zima i w zimę spaceruję po sklepach w poszukiwaniu ciepłego płaszcza. I to takiego, który będzie mi się naprawdę podobać . Nie będę ukrywać, że specjalnymi względami cieszą się u mnie płaszcze w kształcie trapezu. Chodzę więc do centrów handlowych i próbuję coś znaleźć. Wybór wydaje się być naprawdę duży, w końcu jest sezon zimowy i sklepowe wieszaki pełne są płaszczy i kurtek. Na te drugie jednak nie patrzę, ponieważ potrzebuje czegoś innego.

                Pierwsze kroki kieruję do H&M. Ubiera się tam wielka część populacji i ja nie jestem żadnym wyjątkiem. Później zaglądam do Bershki, Stradivariusa czy Cubusa. Moje rozczarowanie jest ogromne, ponieważ owszem, znalazłam tam kilka ładnych płaszczy, które pokrywają się z moim gustem, ale żaden z nich nie jest ocieplony. Ot, kawałek cienkiego materiału, podszewka i to wszystko. Zanim wyszłam z domu na zakupy, termometr wskazywał minus dziesięć stopni. Równie dobrze więc mogłabym wyjść z domu ubierając jeden sweter więcej zamiast wierzchniego okrycia- efekt byłby ten sam. Ale przecież nie o to chodzi.

                     W tym roku na szczęście sytuacja się nieco zmienia, ponieważ w modę weszły kożuchy i sztuczne futra. Mimo że nie posiadam ani jednego ani drugiego, to jestem szczęśliwa z takiego obrotu sprawy. Być może w przyszłym roku uda mi się znaleźć ciepły płaszcz, którego nie będzie posiadało kilka dziewczyn studiujących na tym samym wydziale.  

piątek, 26 listopada 2010

Lanvin dla H&M. Znów płacimy tylko za metkę?

23 listopada 2010 r. w wybranych 200 sklepach sieciówek marki H&M pojawiła się kolekcja paryskiego domu mody Lanvin. W Polsce możemy cieszyć się nią w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie. Ta z rozmachem przygotowana inicjatywa, opatrzona między innymi kilkuminutowymi filmami takimi, jak choćby ten:






,poruszyła nie tylko zainteresowanych ekskluzywnym światem mody. Portale internetowe i wszelkiego typu gazety rozpisują się na temat limitowanej edycji. Przyznam szczerze, że mi osobiście video reklama przypadła do gustu najbardziej z całego tego przedsięwzięcia. Uśmiech na twarzy wywołuje moment, w którym partner przynosi jednej z modelek bukiet kwiatów: zawiedziona gardzi podarkiem żądając w zamian Lanvin'a.
To w ramach wstępu. Przejdźmy do konkretów. Miałam okazję dokładnie przyjrzeć się niektórym kreacjom w Galerii Bałtyckiej. Za cel główny obrałam sobie wywęszenie takich aspektów jak: pierwsze wrażenie, cena oraz jakość materiału. W oddziale H&M w GB znalazło się siedem rodzajów sukienek (przeważały te na jedno ramię w kolorach czarny i żółty), jedna spódniczka, dwa typy marynarek, futerko syntetyczne, torebka, biżuteria i buty (pełen asortyment). Niestety nie udało mi się znaleźć żadnej damskiej bluzki oraz niczego z konfekcji męskiej. Może dystrybutor doszedł do słusznego wniosku, że polscy mężczyźni (przynajmniej w Gdańsku) są jeszcze na etapie błądzenia w poszukiwaniu swego własnego, oryginalnego stylu?
Oto wyniki moich obserwacji. Kolekcja nie rzuca na kolana. Uwagę zwracać może jedynie kolor jednej z sukienek (rażąca żółć) czy kwiatowy wzór. Niestety, sklep nie zadbał scenograficznie o szczególne wyodrębnienie projektów Lanvin'a. Ubranka wiszą sobie grzecznie na wieszakach. Od czasu do czasu jakaś miła pani podchodzi do nich, dotyka, miętosi. Spogląda na metkę, kręci głową pełna dezaprobaty i sięga po coś innego. Wbrew temu, co zapowiadała firma, nie zarejestrowałam tłumów rozgorączkowanych kobiet, które wyrywają sobie kreacje z rąk. Powód? Zobaczcie sami! Oto zdjęcia jednej z sukienek, którą zabrałam do przymierzalni, aby dokładnie ją zbadać. Wersja oficjalna:
Wersja rzeczywista:

Jak widać na załączonych obrazkach, jakość daje nam wiele do życzenia. Sukienka wręcz pruje się na ciele, ścieg poprowadzony jest niedbale, zakończenia są nierówne - jakby krawiec w pośpiechu użył stępionych nożyczek. Nie polecam na studniówkę (ani inny tego typu bal) - grozi zaplątaniem się w odpadające nitki, tudzież obdarowaniem partnera i znajomych fragmentami swego stroju. Projektanci bronią się stwierdzeniem, jakoby ubrania prezentować miały awangardowość stylu. Bardzo przepraszam, ale (powtarzając za Zygmuntem Baumanem 'Ponowoczesność, czyli o niemożności awangardy') ta tendencja w sztuce wyróżnia się przede wszystkim opozycją wobec obecnych wzorów oraz pogardą tego, co wytworzono w przeszłości. Żaden z tych aspektów nie został spełniony w omawianej kolekcji, wręcz przeciwnie! Zauważamy przerażający powrót butów w szpic i sukienek na jedno ramię. Jeśli wyrazem nowatorstwa ma być prujący się, byle jak zszyty materiał to wydaje mi się, że gdzieś ktoś czegoś nie dopracował. Odzież sprawia wrażenie robionej w pośpiechu i na masową skalę, a co gorsza, wydaje się być towarem z niższej półki. Nawet kolczyki wyglądają jak zalane porcją lakieru, który nierównomiernie wysechł. To samo tyczy się torebki czy butów.
Jeśli klient decyduje się na zakup sukienki za bagatela 600 złotych (tyle zapłacimy za owe wytwory) wymaga odpowiedniego materiału i wykonania. Wydaje mi się, że dużo lepsze ubrania dostaniemy w tańszych sklepach. Poza tym, kolekcja stworzona jest dla jednego typu kobiety: lubiącej przepych, błyskotki, kokardki, zwierzęce motywy oraz bogactwo kolorów i falbanek. Nie każda z nas kocha się w barokowym, cukierkowym stylu. Przyznam, że ja sama jestem faworytką falbanek, kolorów, podkreślania kobiecości (odkrywania nóg!), aczkolwiek 'co za dużo, to ...' Lanvin dla H&M!
Osobiście jestem zawiedziona tym, co zobaczyłam i ze szczerego serca nie poleciłabym nikomu zakupu, ale to już moje subiektywne zdanie. Czekam na kolejną akcję H&M, może następnym razem uda się powtórzyć sukces z 2004 roku, kiedy to mogliśmy nabyć projekty Karla Lagerfeld'a. A jakie są wasze odczucia?

Koncert Gagi w Ergo Arenie

Dziś w gdańsko-sopockiej Ergo Arenie wystąpi Lady Gaga. Możemy spodziewać się skąpych, błyszczących kostiumów, roznegliżowanych tancerek i tancerzy oraz tego, że wokalistka nie będzie śpiewać z playbacku. Wielkie widowisko jest gwarantowane.
W ciągu krótkiego czasu Gaga wprowadziła do świata muzyki i mody sporo zamieszania. Nosi takie kreacje, na które nie odważyłaby się żadna inna gwiazda i inspiruje tym samym projektantów do coraz większych szaleństw- w końcu teraz na pewno znajdzie się ktoś, kto taką rzecz włoży. Wprowadza nowe trendy- widzieliście w jednym z teledysków kokardę z włosów? Teraz w H&M czy innym sklepie można sobie taką sprawić. Już od dłuższego czasu w popkulturze nie było podobnego zjawiska jak Lady Gaga (wydaje mi się, że od czasów Madonny?). Ma rzesze fanów i pewnie tyle samo przeciwników. Inspiruje, śmieszy, fascynuje, wzbudza litość. Budzi skrajne emocje na niemal całym świecie.
Jeśli o mnie chodzi, to się nią już przejadłam. Jeszcze kilka miesięcy temu zastanawiałam się, czy nie sprawić sobie na urodziny biletu na ten koncert, ale postanowiłam poczekać. Myślę, że to była dobra decyzja. W tej chwili Gaga nie gości na mojej liście utworów winampa ani mp4, teledysk do „Telephone” nie cieszy jak kiedyś. Mimo iż uważam, że koncert na pewno jest warty zobaczenia, to chyba dużo większą radość w tej chwili sprawia mi świadomość, że w mojej szafie wisi kilka nowych ubrań. No i najważniejsze: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.


środa, 24 listopada 2010

N/RR/CJE 2010

To informacja trochę spóźniona, ale myślę, że warto o niej wspomnieć.
W niedzielę 21.11.2010 zakończył się festiwal NARRACJE - Instalacje i Interwencje w Przestrzeni Publicznej, który organizowany jest przez Biuro Europejskiej Stolicy Kultury Gdańsk 2016 od 2009 roku. W sumie można było zobaczyć dwanaście instalacji świetlnych oraz cztery projekty towarzyszące. W ramach festiwalu można było wziąć też udział w warsztatach i koncertach. Edycja z tego roku nosiła tytuł „Lost and Found”. 

This information is propably late, but i think it 's interesting.
This Sunday (21.11.2010) was the last day of the N/RR/CJE festival (Narrations). It’s a „presentation of contemporary Visual art. In public places In Gdańsk (…) An important aspect of N/RR/CJE is the percepcion of the city’s  potential as a common public domain that can by shaped and influence by art”
More informations: N/RR/TIONS


Detlef Hartung i Georg Trenz "ACH"(photo: Jennifer Braun)


Robert Sochacki "Red Corner" (photo: Jennifer Braun)

Więcej informacji na temat Narracji znajdziecie na stronie www.gdansk2016.eu/narracje/ . Stamtąd pochodzą również dodane do postu zdjęcia.

Follow my blog with bloglovin

wtorek, 23 listopada 2010

01

Witam. Już od dawna planowałam stworzenie bloga o tematyce modowej. Nigdy jednak nie mogłam się za to zabrać. Wreszcie wzięłam się za siebie i założyłam bloga w ramach zajęć specjalizacyjnych na uczelni.
Planuję zamieszczać tutaj krótkie rozważania na temat wybranych kolekcji, wywiady z naszymi polskimi blogerkami czy informacje na temat niektórych wydarzeń kulturalnych. Chciałabym tez stworzyć małą galerię mody ulicznej Gdańska.